Znowu rematch!

     Ci, którzy śledzą mojego bloga z pewnością pamietają, że niedawno szukałam nowej host rodziny. Sprawy z moją hostką z Kalifornii nie układały się dobrze (brak grafiku, znacznie więcej godzin pracy niż było to przewidziane w umowie, często brak wypłaty), więc byłam zmuszona zdecydować się na rematch.
W końcu udało mi się znaleźć kolejną host rodzinę. Tym razem, wydawało się, idealną. Gdybym miała opisać ich na podstawie zdjęć, opisu i rozmowy przez skype, powiedziałabym tak:
Przesympatyczne młode małżeństwo ze słodkim 5-letnim chłopcem, korzystające z życia jak najlepiej się da.

I taka też moja host rodzina wydawała się na początku.
Kupili dla mnie bilet do Waszyngtonu dopiero kilka dni po mojej wyprowadzce z domu dawnej hostki tak, żebym mogła spędzić jeszcze czas ze znajomymi. Do tego dostałam miejsce w klasie biznesowej, do samolotu wchodziłam jako pierwsza.
Po przyjeździe do domu okazało się, że nowi hości mieszkają w 4pietrowym domu za 3mln dolarów (znalazłam cenę tego domu, gdy w googlach szukałam kodu pocztowego), a ja mam dla siebie całe piętro. Brzmi idealnie? Wiem. Tak też było.

Dawałam z siebie wszystko, starałam się o jak najlepsze relacje zarówno z rodzicami jak i z ich synkiem, ale - wiadomo - nie da się żyć ze sobą 24/7 bez żadnych spięć. Nie zdziwiłam się więc, gdy zaczęłam zauważać pewne rzeczy, które nie do końca mi odpowiadają.
Były to jednak (w moim odczuciu) drobnostki typu dezynfekowanie krzesełka chłopca i mycie podłogi po każdym zjedzonym posiłku czy wymaganie ode mnie jeżdżenia do myjni samochodowej w moim czasie wolnym.
Z dnia na dzień sytuacja jednak stopniowo się pogarszała. Zawsze powtarzali, żebym pytała chłopca, co ma ochotę zjeść i to mu przygotowywala. Gdy kiedyś dostał ciastko, host zaczął krzyczeć jak opętany. Innym razem nakrzyczeli na mnie, bo chłopiec rano chodził po korytarzu zbyt głośno i to ich obudziło (o 8:00 rano). Uznałam to jednak za wynik przemęczenia albo problemów w pracy i próby odreagowania.

Pózniej pojechaliśmy do Meksyku. Hości zabrali mnie na fantastyczną wycieczkę. Owszem, musiałam na niej opiekować się chłopcem, ale była to sama przyjemność, więc od razu im oznajmiłam, że nie wezmę od nich nawet pieniędzy za "pracę", bo czułabym się zwyczajnie źle.
Po powrocie do kraju od razu wszystko się posypało.

Nie mam pojęcia czy to wynik moich "przygód" na lotnisku czy czegoś innego. Tak czy inaczej moja podróż do domu trwała ok. 27 godzin wliczając w to noc spędzoną na lotnisku w Teksasie. Po przyjeździe do domu host nakrzyczał na mnie, bo wrzuciłam pranie do suszarki i je wysuszyłam, a pózniej go nie złożyłam. Nie pomogły tłumaczenia, ze po prawie 30 godzinach podróży chciałam przynajmniej wziąć wcześniej prysznic, a pózniej zając się pracą.
Host wrzeszczał na mnie tak, że po raz pierwszy tutaj zwyczajnie się popłakałam. Od tamtej pory raczej się do mnie nie odzywał. Pózniej jeszcze nakrzyczeli na mnie oboje, bo swoje czyste, dopiero co wyprane i wysuszone ręczniki przyniosłam do pokoju, a nie do łazienki. Usłyszałam za drzwiami "she must be a fucking adult!". Mimo wszystko zacisnęłam zęby i, widząc, że hości są pedantami, którzy nie znoszą kiedy coś jest inaczej niż oni zaplanowali, postanowiłam spróbować dostosować się do zasad panujących w domu jeszcze bardziej niż dotychczas.
Od tej pory pytałam o wszystkie mniejsze rzeczy typu "co podać chłopcu na przekąskę?", jeździłam do myjni w czasie wolnym, gotowałam w czasie wolnym, sprzątałam (i tak czysty dom) w czasie wolnym, żeby nikt nie miał do mnie już żadnych pretensji.

Przedwczoraj dostałam SMSa z sąsiedniego pokoju od mojej hostki. Napisała, ze kolejnego dnia przychodzi moja koordynatorka. Trochę mnie to zdziwiło, ale uznałam, że po prostu chce sprawdzić mój nowy pokój (hości zmienili mi pokój po powrocie z Meksyku). Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy przy koordynatorce usłyszałam słowa: "jeśli chodzi o osobowość, jesteś najsłodszą osobą, jaka do tej pory z nami pracowała i nie mogłabym sobie wymarzyć kogoś lepszego. Z kolei, jeśli chodzi o pracę, to już nie jest tak fajnie, bo pytasz nas na przykład co podać Drew na przekąskę. A kiedyś gdy była pora kolacji musiałam Cię zawołać, bo sprzątałaś jego pokój. Będziemy Cię wspierać niezależnie od Twojej decyzji. Jeśli chcesz zmienić rodzinę, to w porządku. Jeżeli chciałabyś wrócić do Polski, to pomożemy, ale nasza współpraca nie przebiega tak, jak byśmy chcieli, wiec zdecydowaliśmy, że zupełnie zrezygnujemy z programu Au Pair".
Byłam w szoku, moja koordynatorka chyba w jeszcze większym. Hości nigdy, nawet przez chwilę nie zasugerowali, że chcieliby, żebym odeszła. Ba, jakieś 2-3 tygodnie temu pytali czy... Chciałabym zostać z nimi na kolejny rok, bo im wydaje się, że jestem najlepszą Au Pair, jaką do tej pory mieli. Dodali jeszcze, że jeśli chodzi o rematche, to oni nigdy nie zdecydowaliby się na taki krok.

Stety albo niestety wszystko się bardzo szybko zmieniło. Tak wiec od wczoraj jestem oficjalnie w rematchu, szukam nowej rodziny. Miałam już na profilu 3 rodziny zainteresowane rozmową ze mną. Jestem dobrej myśli, bo moja koordynatorka napisała o mnie same pozytywne rzeczy, a host mama chętnie da mi referencje.
Tak czy siak nie spodziewałam się, że moja przygoda w tym domu tak szybko dobiegnie końca. Wciąż jestem w szoku, ale może to i lepiej.
Zaczynam od nowa. Po raz kolejny.












Znowu rematch! Znowu rematch! Reviewed by Tsavo on 4/20/2016 Rating: 5

7 komentarzy:

  1. Beznadziejna sytuacja :/ mam nadzieję że następna rodzinka do której polecisz będzie Twoim perfect matchem! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, też mam taką nadzieję. Zawsze mogę wrócić do Polski. Tamtejsza rodzina jest moim perfect matchem, więc nie ma tego złego ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam zarówno o tamtej rodzinie na vinted i o tej tu i stwierdzam, że ten program w Ameryce mija się w większości przypadków z jakimkolwiek sensem, a bardziej przypomina ciągłe wyżywanie się psychiczne na au pair i prace na okrągło. Niby masz wolne ale nie masz... według mnie agencje powinny ingerować przy jakichkolwiek sytuacjach łamania umowy. Trzymam za Ciebie kciuki i podziwiam bo ja pewnie spakowałabym walizke i wróciła z powrotem. Ciągłe zmienianie miejsca, szukanie znajomych etc. chyba by mnie to już męczyło :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, ze znajdziesz swoją wymarzoną rodzinkę w USA, bo z pewnością na taką zasługujesz!

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć znalazłam Twoje filmiki na YT, a teraz przeglądam bloga ;) strasznie smutno, że znowu jestes w remachu, zwłaszcza, że jak oglądałam filmik z pierwszego dnia w DC rodzinka wydawała sie byc idealna :( daj znac jak idzie szukanie rodziny i jak sobie radzisz? Sama wybieram sie w wakacje jako au pair do USA, jestem w trakcie kończenia aplikacji, takze każda informacja sie przyda! Moze opiszesz jak wyglada remach, gdzie au pair wtedy mieszka i czy zarabia normalnie tygodniowo? Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, dopiero teraz trafiłam na Twojego bloga i ten wpis mnie przeraża. Nie rozumiem takich ludzi i ogromnie Ci współczuję. Mam nadzieję, że Twoja kolejna rodzina w końcu będzie tą właściwą.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Rety, współczuję, sama za miesiac lecę do Waszyngtonu, i trochę się stresuje. A próbowałaś rozmowy z terazniejszymi Au Pair? Ja jestem w kontakcie z mija poprzedniczka, która jeszcze tam u mojej rodziny mieszka, i pytam o co chce a ona odpowiada. I to bezpieczna opcja i możesz pytać dosłownie o wszystko.

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.