Au Pair w USA - koszmar, którego nie żałuję



     Wczoraj udało mi spotkać się z osobą, której nie widziałam od kilku lat. Po raz pierwszy od tak dawna mieliśmy okazję spędzić ze sobą trochę czasu i porozmawiać. Kiedy kawa prawie zniknęła z filiżanek, a spotkanie powoli zbliżało się ku końcowi, padło pytanie:

Aneta, co zmieniłabyś w swoim życiu, gdybyś miała możliwość podjęcia JEDNEJ innej decyzji?

Nie musiałam się długo zastanawiać nad odpowiedzią. Ona wydawała się oczywista: nie zmieniłabym absolutnie niczego. Nie, nie dlatego, że uważam swoje życie za idealne. Wprost przeciwnie: przez długi czas było ono pasmem porażek, które nie chciały zniknąć. Kiedy zapominałam o jednym niepowodzeniu, na jego miejscu pojawiały się dwa następne. Wiecie, to zupełnie jak z hydrą: jeśli odetniesz jej jedną głowę, w tym miejscu wyrosną dwie inne.

Uważam jednak, że wszystko, co spotkało mnie w życiu było albo moim błogosławieństwem albo lekcją. Czasem jedno nie wykluczało drugiego. Każda moja porażka czegoś mnie uczyła. Każda z nich sprawiła, że dzisiaj jestem tu gdzie jestem. Dzięki tym niepowodzeniom mój charakter i osobowość ukształtowały się właśnie w taki sposób i doskonale wiem, że gdybym nie dostała od życia po tyłku, to dzisiaj byłabym innym człowiekiem.
Poza tym uważam, że na każdym etapie swojego życia podejmowałam decyzje, które wówczas wydawały się najlepsze. Mając tamto doświadczenie życiowe starałam się uszczęśliwić samą siebie. Dzisiaj zapewne podjęłabym inne decyzje, ale wynika to tylko z faktu, że minione lata wiele mnie nauczyły i stałam się dojrzalsza. Nie powiem więc, że czegokolwiek żałuję, bo to tak, jakbym powiedziała, że żałuję tego, kim się stałam i jak ukształtowała się moja osobowość. 

     W moim życiu były jednak rzeczy, które bardziej niż inne dawały mi poczucie, że wdepnęłam w bagno, z którego ciężko będzie się wydostać. Taką rzeczą był bez wątpienia program Au Pair w USA. Nigdy nie pisałam tutaj tego tak dosadnie. Przed trzema laty, kiedy wyjechałam do USA największe oparcie znajdowałam tutaj na blogu i na portalach społecznościowych. Gdyby nie Wy - ludzie, których interesowała moja historia i którzy mnie wspierali, nie wytrzymałabym w Stanach i na pewno nie pokochałabym tego kraju tak mocno jak kocham go dzisiaj. Za to bardzo Wam dziękuję.

     O wyjeździe do USA marzyłam już jako mała dziewczynka. W roku 2015, gdy kończyłam studia licencjackie, chciałam znaleźć opcję, która dawała możliwość jak najdłuższego pobytu w Stanach Zjednoczonych, a przy tym nie wymagała ode mnie posiadania olbrzymiej ilości gotówki na start.
Program au pair wydawał się wręcz idealny. Moje marzenia były nagle na wyciągnięcie ręki! Każdego dnia, czytając kolorowe broszurki agencji, coraz bardziej wyobrażałam sobie, że pobyt w USA będzie takim moim prywatnym American dream. Wszystko brzmiało świetnie. Zaraz Wam pokażę stronę internetową jednej z agencji (Cultural Care):



Czy to nie brzmi fe-no-me-nal-nie? ...ale jak jest w rzeczywistości? Po 3 latach od zakończenia programu i nabraniu dystansu do tego, co działo się w Stanach, mogę powiedzieć Wam jak wyglądało moje życie na tym wyjeździe. Chciałabym jednak zaznaczyć, że moja sytuacja nie jest odosobniona. W USA poznałam wiele Au Pair i zdecydowana większość z nich ma doświadczenia bardzo podobne do moich własnych.

Wymiana kulturowa?
Owszem, odkryjecie nową kulturę. Wyjazd do USA będzie przeżyciem, o jakim nigdy nie zapomnicie. Żyjąc na co dzień z amerykańską rodziną, na 100% dowiecie się jak wygląda życie za oceanem. Po prostu zanurzycie się w tej kulturze, będzie Was ona otaczać z każdej strony.
Jeśli jednak myślicie, że rodzinę goszczącą będzie interesować Polska, to niestety muszę Was rozczarować: raczej nie będzie. Pytania na temat Waszego kraju mogą pojawić się podczas tzw. small talk-u, ale nie liczcie na to, że rodzina, dla której pracujecie, będzie chciała wdrożyć do życia codziennego jakieś polskie zwyczaje. W moim przypadku wyglądało to tak, że książka o Polsce, którą przywiozłam, nie została nawet otworzona. Stanowiła za to doskonałą podkładkę pod pilot do telewizora. Kiedy gotowałam barszcz i robiłam uszka podczas Bożego Narodzenia, praktycznie nikt nawet tego nie spróbował. Po rematchu (zmianie rodziny) przygotowałam pierogi ruskie nowym hostom. Wiecie jaka była reakcja? Host tata spojrzał na mnie i z szałem w oczach stwierdził: Ty gotujesz? Wrócę tutaj wieczorem i jeśli zobaczę choćby jeden okruszek mąki, obudzę Cię w środku nocy, żebyś to posprzątała, a ja będę pilnował, żeby było idealnie czysto. Mam nadzieję, że się rozumiemy.
Takie mam doświadczenia z szerzeniem polskiej kultury i tradycji podczas programu au pair. Dla tych ludzi byłam opiekunką do dziecka. Ich nie interesowały polskie zwyczaje. Interesowało ich to, że zapłacą mi $4 za godzinę, a amerykańskiej niani musieliby wypłacić $25.

Podróże?
W drugiej rodzinie rzeczywiście udało mi się zobaczyć kawałek świata. Zabrali mnie do Meksyku, bo planowali ten urlop jeszcze przed moim przyjazdem. W Cabo San Lucas pomagałam im zajmować się dzieckiem, więc ja byłam zadowolona, że trochę pozwiedzałam, a oni dlatego, że mieli z kim zostawić dziecko.
Natomiast podróże w pierwszej rodzinie ograniczały się tylko do wyjazdów do sklepu po zakupy spożywcze lub do szkoły z dziećmi. Praca od 7:00 do 9:00, potem przerwa i druga część pracy od 13:00 do 20:00. O godzinie 22:30 musiałam już być w domu, bo (jak zdecydowaną większość au pair) obowiązywała mnie godzina policyjna i nie miałam prawa wrócić później.

Rozwój osobisty?
Tak! Albo nauczysz się dużej asertywności i dystansu do tego, co dzieje się wokół albo nabawisz się depresji. Niezależność? Takie słowo nie istnieje w słowniku au pair.
Kochani, musicie być niezależni, żeby zdecydować się na wyjazd do USA, to nie ulega wątpliwości. Ktoś, kto trzyma się maminej spódnicy nie odważy się na taki krok. Wasza niezależność kończy się jednak w momencie, w którym ktoś odbiera Was z lotniska w Stanach.
Mieszkacie w miejscu pracy. Chcecie wziąć samochód - pytacie o zgodę. Chcecie zaprosić koleżankę - pytacie o zgodę. Chcecie zostać dłużej na mieście - pytacie o zgodę. Wyobraźcie sobie, że rodzina goszcząca może nawet za Was zdecydować, kiedy możecie wziąć 50% swojego urlopu. Gdzie jest ta niezależność?

Edukacja
Zrobisz sobie jeden kurs, który trwa kilka tygodni albo pojedziesz na 1 (JEDEN!) weekend do szkoły, która od razu wpisze, że zrobiłaś wszystkie kredyty. Jedziesz do USA po to, żeby opiekować się dziećmi, a nie po to, żeby studiować. Im szybciej to zrozumiesz, tym mniejsze rozczarowanie przeżyjesz na miejscu. Gdy sama byłam w rematchu, rozmawiałam z rodziną, która wprost powiedziała mi, że zrezygnowała ze swojej poprzedniej au pair dlatego, że ta dziewczyna chciała iść do szkoły tuż po przyjeździe do Ameryki.

Idźmy dalej...




Moj Boże... Naprawdę? Jeżeli sądzicie, że rodzina goszcząca będzie się o Was troszczyć, to bardzo serdecznie zachęcam Was do odwiedzenia grupy Polskie au pair w USA na Facebook-u. Tam zobaczycie prawdziwy obraz tego programu. Nie ten, który promują agencje. Nie ten, który znajdziecie na kolorowych broszurkach. Tam poznacie prawdę. Oczywiście, zdarzają się historie dziewczyn, które trafiły na fantastyczne rodziny, ale takie przypadki są dość rzadkie. Na co dzień spotkacie się tam z takimi postami:




Pierwszy z brzegu przykład: dziewczyna miała mieć wyciętego guza w piersi. Hości nie chcieli jej dać wolnego, żeby doszła do siebie po operacji, miała pracować już pierwszego dnia po wyjściu ze szpitala.



Tutaj au pair chciała zmienić rodzinę, bo nie dogaduje się z obecną i nie chce dłużej dla nich pracować. Osoby z agencji nie pozwoliły jej na żadną zmianę. Czy przesadzę, jeśli powiem, że nie widzę różnicy pomiędzy niewolnictwem a zmuszaniem au pair do mieszkania z rodziną goszczącą i pracy wbrew jej woli?

Takie historie można mnożyć. Jeśli zajrzycie na grupę Polskie au pair w USA, znajdziecie wiele przykładów takiego wyzysku. Czytając niektóre historie dziewczyn, aż nie chce się wierzyć, że ten program wciąż istnieje i ma się dobrze. Ostatnio znalazłam informację, że Au Pair mają płacić podatek w wysokości ok. $1000 za cały program podczas gdy same zarabiają... $788 miesięcznie. Jest to ciekawa kwestia z prawnego punktu widzenia. Dlaczego?

Program Au Pair jest programem wymiany kulturowej. Oznacza to, że otrzymywane pieniądze nie są traktowane jak wypłata tylko jak kieszonkowe/stypendium. Skoro nie jest to wynagrodzenie, to nie powinno się płacić podatku, prawda?
Jeżeli jednak agencje wymagają, aby dziewczyny płaciły podatek, to wyjazd ten powinien być traktowany jako praca zarobkowa. A żeby praca ta była legalna, Au Pair musiałaby zarabiać co najmniej minimalną pensję (ok. $10-$15 za godzinę). Agencje jednak czerpią z tego programu pełnymi garściami (czego nie można powiedzieć o uczestniczkach) traktując ten program jak pracę zarobkową, kiedy przychodzi do płacenia podatku i jak program wymiany kulturowej, kiedy mowa o wynagrodzeniu (trzykrotnie niższym niż NAJNIŻSZA płaca).

     Jak powiedziałam na samym początku, niczego nie żałuję w swoim życiu i cieszę się, że sama kiedyś byłam au pair. Uważam, że program ten może być fajną przygodą, jeśli ma się olbrzymie szczęście i trafi na rodzinę, która nie będzie traktować Cię jak tanią siłę roboczą. Sądzę też, że wyjazd tego typu idealnie może sprawdzić się w przypadku młodszych uczestniczek:
osoby, które niedawno skończyły liceum są zapewne przyzwyczajone do życia, w którym mieszkają z rodzicami i dzielą się z nimi tym, dokąd idą, co zamierzają robić i z kim. Natomiast sprawa komplikuje się w przypadku osób, które są odrobinę starsze. Jeżeli jesteś osobą, która spędziła już kilka lat pracując na własne utrzymanie; jeśli jesteś niezależna i odpowiedzialna, to jest spora szansa na to, że trudno będzie Ci znieść pobyt na tym programie. Dlaczego? Bo z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę stwierdzić, że cofniesz się do przeszłości i kontrolę nad Twoim życiem przejmie Twój szef, u którego zamieszkasz.








Au Pair w USA - koszmar, którego nie żałuję Au Pair w USA - koszmar, którego nie żałuję Reviewed by Tsavo on 11/14/2018 Rating: 5

3 komentarze:

  1. Hej, dzięki za ten post, jest świetny, podziwiam, że dałaś radę to wszystko przejść i traktować jako część swojej historii, potrzebną część. Ciekawi mnie, jak teraz dajesz sobie radę i czy widzisz swoją przyszłość w USA, rozumiem, że teraz przebywasz na Work and Travel, a kolejnym planem są certificate programs? Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz co, natrafiłam na ten post całkiem przypadkiem i strasznie się czyta takie wyznania. Sama byłam au pair i miałam fantastyczną rodzinę, obecnie jestem trzy lata po programie i dalej w Stanach a z hostami i dziećmi staliśmy się prawdziwą rodziną. Odwiedzamy się, wysyłamy kartki i prezenty na święta czy urodziny. Dzwonimy i wysyłamy wiadomości przynajmniej raz w tygodniu. Z jednej strony przykro słyszeć o takich doswiadczeniach, ale z drugiej syrost wiem, że takich rodzin jak moja jest więcej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten program jest obżydliwy i trzeba to nagłaśniać.

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.