Barcelona, Hiszpania



     Tegoroczny wyjazd do Barcelony był najbardziej niespodziewanym ze wszystkich, jakie do tej pory odbyłam. W ramach rekompensaty za anulowany lot do Hamburga, dostałam voucher na inny wybrany lot.
Wahałam się pomiędzy Atenami a Paryżem lub Barceloną. Wybór padł na Barcelonę, bo choć w 2010 roku byłam już w Katalonii, większość czasu spędziliśmy w oddalonym o ok. 50km od Barcelony miasteczku Blanes. Pamiętałam, że to miasto było przepiękne i żałowałam, że tak szybko stamtąd wyjechaliśmy. Voucher był dobrą okazją, żeby wrócić tam w tym roku i sprawdzić czy stolica Katalonii zachwyca tak samo jak 7 lat temu.

Nasz nocleg znajdował się w pobliżu Łuku Triumfalnego i morza, więc pomimo tego, że przyjechaliśmy do miasta dopiero o 22:00, mieliśmy jeszcze siłę, żeby zobaczyć te dwa miejsca. Wiecie co było najpiękniejsze? To, że mogliśmy wyjść na zewnątrz bez czapek czy szalików, a mimo tego było nam ciepło ;-). Taka miła odmiana po zimnym Krakowie, w którym byliśmy jeszcze 3 godziny wcześniej.
Drugiego dnia poszliśmy zobaczyć bazylikę Sagrada Familia. W 2010 roku miałam okazję zobaczyć ją tylko w nocy. Pamiętam, że wydała mi się jednocześnie piękna i przerażająca. Byłam ciekawa czy tym razem wrażenie będzie podobne. Pomimo tego, że teraz jestem 7 lat starsza, Sagrada Familia wciąż wywołuje u mnie podobne odczucia. O dziwo jednak, za dnia wygląda o wiele bardziej przyjaźnie niż nocą.
Naszym następnym celem stał się Park Guell. Podobnie jak bazylika Sagrada Familia, został on zaprojektowany przez Gaudiego, więc przyciąga tłumy turystów. Położony jest na jednym ze wzgórz miasta, więc trzeba się nieźle namęczyć, żeby tam dotrzeć. Idąc w kierunku wejścia, mija się część stworzoną przez Gaudiego. Jest naprawdę imponująca. Aby się do niej dostać trzeba zapłacić 7 euro i spędzić mniej więcej całą wieczność kolejce do kasy biletowej :-P.
Po zwiedzeniu całego parku postanowiliśmy coś zjeść. Tutaj zaczęły się schody. Niestety znalezienie fajnej restauracji w tym mieście w niedzielne popołudnie graniczyło z cudem. Weszliśmy do kilku miejsc. Były one niestety tak brudne i brzydkie, że nie zdecydowaliśmy się na zamówienie czegokolwiek. Poddaliśmy się jakieś pół godziny później i uznaliśmy, że najlepszym rozwiązaniem będzie po prostu zjedzenie czegoś w McDonald's albo w KFC. I w ten sposób trafiliśmy znowu w pobliże bazyliki.
To jednak stało się początkiem moich problemów. Podobnie jak w 2010 roku, teraz również zostałam okradziona. Złodziej zabrał moją torebkę. Straciłam więc wszystkie pieniądze, dowód osobisty, prawo jazdy, paszport (a wraz z nim wizy), legitymację, karty płatnicze. Dosłownie wszystko.
Całą sprawę od razu zgłosiliśmy na policję, jednak aby możliwy był powrót do Polski, kolejny dzień trzeba było spędzić na wyrabianiu nowych dokumentów. Na szczęście dało się to dość szybko załatwić. Biedniejsza o 45 euro i bogatsza o nowe doświadczenie miałam w ręku nowy paszport  wydany przez konsulat w Barcelonie (swoją drogą to świetna pamiątka!).
Mieliśmy jeszcze trochę czasu na zobaczenie paru innych atrakcji miasta. Pojechaliśmy więc na wzgórze Montjuic. Stamtąd mogliśmy podziwiać całą panoramę Barcelony słuchając jednocześnie hiszpańskiej gitary. Nie udało nam się jednak trafić na pokaz Font Magica (Magiczne Fontanny).
Tuż za wzgórzem znajduje się stadion olimpijski. Spędziliśmy tam kilka godzin ciesząc się świetną pogodą. Nikt z nas nie miał już jednak siły aby tego dnia zwiedzać inne części miasta.
Ostatni dzień w Barcelonie to dzień spędzony w parku de la Ciutadella, który również znajdował się obok naszego hostelu. To właśnie tam po raz ostatni w tym roku mogliśmy popatrzeć na palmy, których tak bardzo brakuje nam w Polsce. Zwłaszcza teraz, kiedy publikując ten post widzę, że za oknem jest bardzo zimno i biało.

















Barcelona, Hiszpania Barcelona, Hiszpania Reviewed by Tsavo on 12/03/2017 Rating: 5

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.